Jod

Najbardziej chyba kontrowersyjny pierwiastek. Jedyny, którego uzupełnianie jest przymusem społecznym: w każdym sklepie na półce stoi jodowana sól, gdyby nie ona, wszyscy niemal mielibyśmy poważne problemy zdrowotne. Jedyny, do zakupu którego w formie suplementu wymagana jest recepta. Jedyny, którego niedobory, pomimo jodowania soli, ma spory odsetek populacji. Dla przykładu, pomiar stężenia jodu w moczu dorosłych polskich pacjentów oczekujących na transplantację serca wykazał, że niemal 2 osoby na 5 miały ciężki niedobór jodu:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/19857718

Badanie, w którym około połowy dzieci w polskiej szkole miało poziom jodu poniżej rekomendowanego poziomu, a 7% ciężki niedobór:

https://thyroidresearchjournal.biomedcentral.com/articles/10.1186/1756-6614-5-23

Nikt tak naprawdę nie wie, ile powinniśmy go spożywać. Ustalone dzienne zapotrzebowanie jest wystarczające do tego, aby uniknąć wola tarczycowego, można więc powiedzieć, że to minimum. Ale jaka jest wartość optymalna? Może to się wydawać niewiarygodne, ale przy całym postępie medycznym, nigdy tego nie sprawdzono. Nie przeprowadzono badań z których można by wyciągnąć wnioski, ile go potrzebujemy. Nie jest to wyjątek, w zasadzie dla żadnej witaminy i żadnego niemal minerału nie istnieją takie badania. Medycyna zdaje się nie dostrzegać problemu jakim mogą być niedobory czy nadmiary pokarmowe. Rekomendowane spożycie na składniki odżywcze jest często wzięte dosłownie z sufitu. Grube miliardy idą każdego roku na tysiące prób klinicznych patentowalnych leków, a nie wykazano do tej pory w sposób bezsprzeczny zapotrzebowania nawet jednego składnika odżywczego. Medycyna idzie w kierunku „lepiej leczyć, niż zapobiegać”. Oczywiście tego typu badania są często niezwykle trudne, przykładowo, jeśli chcemy ocenić ile powinno się spożywać witaminy C, trzeba zbadać jednocześnie dziesiątki albo i setki tysięcy osób, w kilkunastu różnych miejscach na Ziemi, by wykluczyć współzależności z innymi składnikami. Może społeczeństwo, które je dużo ryb, jak w Japonii, ma niższe zapotrzebowanie, a takie gdzie spożywa się dużo tłuszczu nasyconego, jak USA, wyższe? Albo odwrotnie? Wiadomo też, że w różnych krajach będzie różne statystyczne spożycie w diecie. Niemniej można próbować: podawać ludziom różne pastylki obok placebo, w różnych lokalizacjach, sprawdzać wpływ na kilkadziesiąt, albo nawet kilkaset najczęściej spotykanych chorób. Można, ale nie robi się tego.

Jod a tarczyca
„Vietnamese Roasted Fish” by bfishadow is licensed with CC BY 2.0. 

Tarczyca pełni w organizmie ludzkim jedną jedyną rolę. Zamienia ona jod na hormony. Jeśli go zabraknie, nie ma hormonów, pojawia się niedoczynność. Zawsze, bez wyjątku. A jako że mamy w Polsce zbyt niskie spożycie tego pierwiastka, niska aktywność tarczycy jest u nas normą. Najgorsze jest to, że gdy pacjent z niskim poziomem zgłosi się do lekarza, to ten niejednokrotnie zamiast uzupełnić niedobór, przepisuje syntetyczne hormony. Od razu odpowiem na przewijające się czasem pytanie: nie, ludzkość nie zna sposobu na zmierzenie jego ilości w organizmie. Można to zrobić jedynie pośrednio, pomiarem stężenia hormonów.

Jego funkcje poza tarczycą można zapewne długo wymieniać: zwiększa odporność, poprawia stan skóry, wzmacnia kości, według niektórych naukowców pomaga usuwać metale ciężkie, prawdopodobnie zapobiega nowotworom, tworzy barierę ochronną przed radioaktywnymi izotopami. Wiele więc wskazuje na to, że każdy powinien go dodatkowo suplementować. Ile? Nie wiadomo. Są różne szkoły, niektóre zalecają nawet ekstremalne dawki 50 mg dziennie (330 razy więcej, niż oficjalnie). Znam osobiście ludzi, którzy stosowali się do tych zaleceń, ale prawdę mówiąc nie ryzykowałbym tego, chociażby z tego względu, że nigdy w naturze nie mieliśmy kontaktu z taką ilością. Takie zalecenia wydają się szaleństwem, proszeniem się o zniszczenie tarczycy, albo wywołanie raka tego narządu. Sam osobiście kilka razy zastosowałem dawkę kilkunastu miligramów, czyli około 100 razy więcej niż wynosi rekomendowane spożycie, bez żadnych skutków ubocznych, ale to był akt desperacji z mojej strony. Do długotrwałego stosowania nie ryzykowałbym dawek większych niż 200-500 mcg (0,2-0,5 mg), a idealnym wydaje się dawka rzędu 150 mcg, czyli tyle, ile wynosi oficjalne zalecenie, przy czym trzeba pamiętać, że jest to dawka suplementu, która sumuje się ze spożyciem w diecie. W Japonii normą spożycia jest około 1 mg dziennie, jak wiadomo, kraj ten słynie z długowieczności, ale trzeba też pamiętać, że przez całe pokolenia ludzie przyzwyczajali się tam do takiej ilości, osoby nadwrażliwe umierały i nie przekazywały genów. Podobne dawki spożywają pierwotne społeczności nadmorskie. My jednak od pokoleń mieliśmy dużo niższe.

Dosyć ciekawe jest badanie, w którym porównano stan tarczycy mieszkańców Chin, którzy mieli różne stężenia jodu w wodzie pitnej. Można z niego wyciągnąć wniosek, że jest to swego rodzaju parabola, z najwyższym ryzykiem choroby zarówno dla niskich dawek, jak i dla wysokich, przy czym idealny poziom zdaje się być odrobinę – ale tylko odrobinę – wyżej, niż wynoszą obecne zalecenia:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/18401207

Przy okazji raz jeszcze podkreślam, że w Polsce duża część społeczeństwa nie łapie się na rekomendowane spożycie. Badanie z roku 2017:

https://www.cambridge.org/core/journals/public-health-nutrition/article/current-iodine-nutrition-status-in-poland-2017-is-the-polish-model-of-obligatory-iodine-prophylaxis-able-to-eliminate-iodine-deficiency-in-the-population/11BF52A82A8A70A5DD032ECD2B49B01A

Rekomendowany poziom jodu w moczu kobiet w ciąży (akceptowalny przez medycynę sposób pomiaru spożycia) powinien wynosić między 150 a 250 mcg/l, czyli idealnie około 200 mcg/l. Dla kobiet karmiących powinien być nawet wyższy. Tymczasem w Polsce kobieta w ciąży miała średnio 111,6 mcg/l, a karmiąca 68 mcg/l. To tragiczny wynik, takie coś prowadzi do poważnych wad rozwojowych dzieci, w tym do ryzyka wystąpienia autyzmu.

Skąd wziąć suplementy? Przede wszystkim, odradzam „kelp”, tak z powodu ceny, jak i składu. W wodorostach jest mnóstwo fluoru i bromu, które nie są zbyt korzystne dla zdrowia, delikatnie mówiąc. Można tam też znaleźć sporo metali ciężkich. A z moich osobistych doświadczeń, gdy miałem niedobór jodu, nawet 10 tabletek kelpu dziennie, w których teoretycznie powinno być 1500 mcg tego pierwiastka, nie wywołało u mnie żadnej reakcji, brałem takie dawki przez kilkanaście dni. Dopiero gdy zastosowałem suplement w którym miałem dokładnie odmierzoną dawkę i było to około 350 mcg, w ciągu kilku godzin od zażycia poczułem potężnego „kopa” tarczycy, na granicy nadczynności. W kelpie który brałem albo w ogóle nie było jodu, albo też nie był przyswajalny. Można spróbować kupić jodek potasu w tabletkach, ale jest on na receptę. Można po prostu zastosować jodynę albo płyn Lugola – odradzam to jednak z uwagi na trudności z odmierzaniem, zawartość mierzy się w „kroplach”, a one zmieniają swój rozmiar w zależności od użytego dozownika czy napięcia powierzchniowego roztworu. Można też zrobić suplement z jodku potasu, jeśli dysponuje się wagą laboratoryjną (koszt 20 zł) i nie boi się chemii. W tym wypadku za dosłownie 10 zł można mieć zapas suplementów na kilkanaście lat. Dla zainteresowanych – 0,1 grama jodku potasu, po rozpuszczeniu w 0,5 litra wody da stężenie około 150 mcg (czyli zalecane 100% zapotrzebowania) w 1 mililitrze, co można odmierzyć strzykawką.

Jego rola jest wręcz niezastąpiona w przypadku ciąży. Po pierwsze, przy jego niedoborach kobieta może w ogóle nie zajść, po drugie jest absolutnie niezbędny w pierwszych miesiącach życia płodu. Chodzi konkretnie o jod, a nie o hormony tarczycy, bo to on musi przeniknąć przez barierę krew-łożysko i zostać wykorzystany przez młody organizm. Matka może mieć idealny poziom hormonów dzięki terapii zastępczej syntetykami, może mieć nawet nadczynność a i tak, jeśli nie będzie suplementować jodu, jest bardzo duże ryzyko, że dziecko urodzi się z wadami mózgu, dosłownie z kretynizmem. To słowo nie oznacza, jak się powszechnie uważa, głupka, tylko osobę z „wrodzonym zespołem niedoboru jodu”. Suplementacja jest konieczna i to sporymi dawkami, nawet jeśli są przeciwwskazania z powodu np choroby Hashimoto. Co więcej, powinna być rozpoczęta jeszcze przed ciążą, a ponieważ niekiedy kobieta dowiaduje się o tym dopiero po miesiącu czy dwóch, najlepiej prowadzić ją regularnie, jeśli jest możliwość zajścia w ciążę. To naprawdę bardzo istotne, spóźnienie się z jodem o miesiąc może doprowadzić do nieodwracalnych zmian w mózgu dziecka. Badanie, w którym połowa matek dzieci autystycznych miała niedobór jodu (dla porównania, żadna z matek która urodziła zdrowe dziecko nie miała niedoboru):

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/24120386

Ze stosowaniem jodu wiąże się kilka zagrożeń, jak zresztą ze wszystkimi suplementami. Po pierwsze, alergie. Jeśli ktoś ma reakcję alergiczną na jod atomowy, powinien unikać jak ognia płynu Lugola i jodyny. Posmarowanie wewnętrznej części dłoni i zostawienie tego na dłuższy czas powinno pozwolić ocenić, czy taka reakcja występuje. Podobnie można sprawdzić jodek potasu. Druga sprawa. Wieloletni głęboki niedobór jodu może sprawić, że po jego uzupełnieniu organizm na jakiś czas „zwariuje” ze szczęścia i będzie produkował duże ilości hormonów. To z reguły bardzo szybko mija i bywa nawet korzystne dla zdrowia, pozwala wysycić tkanki tymi hormonami, ale może też wiązać się z zagrożeniami i lepiej tego unikać. Trzecie, najpoważniejsze zagrożenie to choroba Hashimoto. Często jest ona w formie utajonej, nieaktywnej, dopiero uzupełnienie niedoboru sprawia, że aktywuje się ona i można wtedy odnieść wrażenie, że jod „wywołał” chorobę. Nie jest do końca pewne, czy suplementacja zwiększa ilość tego typu schorzeń, a co za tym idzie, czy je wywołuje, czy może jedynie uaktywnia. Przypadki zachorowania są bardzo rzadkie, dotyczą mniej niż jednej osoby na sto, zaś chorobę można bez żadnych problemów kontrolować syntetycznymi hormonami, albo próbować wyleczyć metodami naturalnymi, opisanymi na tej stronce. Jedyną konsekwencją Hashimoto jest zniszczona tarczyca. Jeśli ktoś stoi przed perspektywą „sztuczne hormony albo jod” i boi się, że suplementacja wywoła u niego Hashimoto, jest to całkowicie nieracjonalne. Jedyną konsekwencją choroby jest to, że będzie musiał brać te hormony, które i tak będzie musiał brać, jeśli nie zdecyduje się na suplementację jodem…

Jako że często można przeczytać w internecie wywody szarlatanów, jak to jod jest całkowicie bezpieczny i nie ma prawa wywołać choroby, wrzucam link do próby klinicznej, gdzie grupa pacjentów otrzymywała 200 mcg (0,2 mg) jodu, zaś druga grupa placebo. Miało to na celu sprawdzenie, czy suplementacja poradzi sobie z delikatnym, nie dającym objawów wolem. Owszem, poradziła sobie, ale 10% osób, które dostały jod, zachorowały na autoimmunologiczne zapalenie tarczycy, które na szczęście znacznie zmniejszyło swoją aktywność po odstawieniu suplementów:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/9398711

Trzeba podkreślić, że wyniki tego badania nie przekładają się na przeciętnego „Kowalskiego”, gdyż dotyczyły osób z silnym niedoborem jodu.

Istnieje też zagrożenie autoimmunologiczną nadczynnością tarczycy. Jest to znacznie poważniejsze schorzenie, mogące nawet zabić albo zrobić z człowieka inwalidę. Wbrew temu, co piszą różni mędrcy w internecie, zagrożenie jest jak najbardziej realne. Opisano szereg przypadków ciężkiej, wymagającej szpitalnego leczenia nadczynności po tym, jak ludzie zetknęli się z większymi dawkami jodu, na przykład wchodzącego w skład leków:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/6235747

Podsumowując: ja osobiście dla zdrowych ludzi proponowałbym dawki rzędu 100% oficjalnego zapotrzebowania, a u osób które mają duży kontakt z tym pierwiastkiem (jedzą dużo ryb morskich, mieszkają nad morzem) nawet jeszcze niższe, to powinno optymalnie zabezpieczyć przed chorobami wynikającymi z niedoboru, nie prowadząc do tych wynikających z nadmiaru. U osób z chorą tarczycą suplementacja powinna być bardzo dokładnie przemyślana, jako że są one znacznie bardziej narażone na schorzenia wynikające z nadmiaru. Najlepiej zacząć od bardzo niskich dawek, rzędu 30% zapotrzebowania i stopniowo zwiększać.

Z jodem nieodłącznie wiąże się selen. Z zasady obydwa te pierwiastki powinno się brać jednocześnie. W Polsce brakuje go niemal wszystkim, a jako że suplementacja może zapobiegać niektórym nowotworom czy chorobom degeneracyjnym układu nerwowego, warto zainwestować kilka zł.

Na koniec słówko o krążącym po internecie „teście skórnym”: ktoś wymyślił, że jak pomaluje się jodyną skórę, to będzie można sprawdzić, czy ma się niedobór, bo „organizm wciągnie jod ze skóry”. Bzdura wyjątkowa, nawet jak na dość niskie standardy internetu. Jod ze skóry paruje, a to, jak szybko zniknie plama zależy od temperatury, a także od tego, jak mocno akurat będziemy się pocić. Im zimniejsza i bardziej sucha skóra, tym wolniej będą te plamy znikać, a akurat osoby z niedoczynną tarczycą mają taką właśnie skórę, czyli dokładnie odwrotnie, niż w opisie tego testu.